Strategia cyfrowej modernizacji systemu ochrony zdrowia powinna się skupiać wokół profilaktyki chorób.
Medycyna na zakręcie
Przedstawiając w tekście „Obok centralnego sterowania” krakowskie społeczne działania dla humanizacji systemu ochrony zdrowia, wspominałem że prowadzimy je ze świadomością kolizji z działaniami służącymi homogenizacji systemu ochrony zdrowia, finansowanymi przez instytucje publiczne odpowiedzialne za rozwój polityk zdrowia. Wspomniałem też, że polityczną przyczyną tej kolizji jest pominięcie przez autorów „Narodowego Programu Zdrowia” znaczenia zmian gospodarczych wywołanych cyfrową dynamizacją naszego życia, w tym faktu przesunięcia kluczowego źródła dobrobytu z gospodarowania opartego na kapitale na gospodarowanie oparte na wiedzy.
Tymczasem, skoro jakość cyfrowo modernizowanego systemu ochrony zdrowia, jako części systemu gospodarczego, zaczyna coraz bardziej zależeć od korzystania z zasobów wiedzy, to należało by niezwłocznie uzupełnić dominującą w gospodarce opartej na kapitale zasadę centralnego zarządzania rozwojem wiedzy medycznej o pomocnicze wsparcie zasady solidarnego rozwoju wiedzy medycznej. Bez dokonania takiej zmiany, powiązanie gospodarowania opartego na wiedzy z ustrojem centralnego zarządzania wiedzą, doprowadzi do wykorzystania cyfrowych zasobów danych medycznych do centralnego sterowania naszym życiem.
Rys 1. Dwa alternatywne scenariusze narodowej strategii cyfrowej modernizacji systemu ochrony zdrowia. Opracowanie własne Andrzej Madej.
Przewidując że prędzej lub później nastąpi polityczne odrzucenie przez Polaków obecnie wyznaczonego przez Narodowy Program Zdrowia scenariusza cyfrowej homogenizacji systemu ochrony zdrowia, warto inicjować ekonomiczne sojusze dla wprowadzania elementów alternatywnego scenariusza cyfrowej humanizacji systemu ochrony zdrowia. Tak by ułatwić polityczną decyzję o zmianie narodowej strategii, w momencie upowszechnienia świadomości o zgubnych konsekwencjach ustroju segmentacji, segregacji i eutanazji dla naszej wolności.
Efektywność humanizacji kompetencji medycznej
Przyjmując w tych rozważaniach alternatywny do centralnego sterowania paradygmat samopomocy zdrowia, stajemy przed pytaniem o kluczowy obszar oddziaływania rozwoju gospodarowania w systemie ochrony zdrowia. Gospodarowania w oczekiwanych warunkach ekonomii pomocniczego wsparcia solidarności, gdzie kluczowym czynnikiem rozwoju staje się zastępowanie pracy komercyjnej pracą solidarną.
Rys 2. Efektywność humanizacji kompetencji medycznych humanistycznego systemu ochrony zdrowia. Opracowanie własne Andrzej Madej.
Uważam, że nawet bez prowadzenia analitycznych badań można przyjąć, że najwyższy wskaźnik zastępowalności pracy komercyjnej pracą solidarną jest w obszarze profilaktyki chorób. Gdzie najwyższe znaczenie dla dobrostanu zdrowia ma osobista motywacja w przełamywaniu swoich słabości a najmniejsze znaczenie ma specjalistyczna wiedza.
Znaczenie profilaktyki chorób dla efektywności powszechnego i sprawiedliwego wykorzystania nowoczesnych technologii medycznych oznacza, że to integracja systemu profilaktyki chorób powinna być głównym celem Narodowego Programu Zdrowia. Co ujęliśmy w formie pytania do ekonomistów w Petycji obywatelskiej skierowanej do Prezydenta Krakowa.
Integracja rozwoju kompetencji medycznej
Wskazanie na solidarny rozwój wiedzy jako paradygmat rozwoju w gospodarce opartej na wiedzy, nie oznacza całkowitej rezygnacji z komercyjnego rozwoju wiedzy. Czyli osiągania korzyści z rynkowego bilansowania efektywności prywatnej przedsiębiorczości, również chronionej przez naszą kulturę i Konstytucję.
Rys 3. Integracja rozwoju kompetencji medycznych humanistycznego systemu ochrony zdrowia. Opracowanie własne Andrzej Madej.
W kontekście wyprowadzonego powyżej uzasadnienia dla celu głównego Narodowego Programu Zdrowia, system profilaktyki chorób stawać się powinien integratorem rozwoju kompetencji medycznych. Stawać się powinien punktem odniesienia, z jednej strony dla instytucji komercyjnego rozwoju kompetencji medycznych, z drugiej strony dla instytucji i metod solidarnego rozwoju kompetencji medycznych.
W tym dla najważniejszej z instytucji rodziny – wymagającej wszechstronnego wsparcia wspólnot, dla przyjęcia nowego obyczaju domowej edukacji medycznej.
Jedynej realnej ochrony dla bezpieczeństwa tajemnicy cyfrowych bibliotek danych medycznych przed ich wykorzystaniem do maksymalizacji zysków elit finansowych. Jedynego realnego formatora postaw, dla powszechnego i efektywnego wykorzystania nowoczesnych technologii medycznych.
Tymczasem polityczna skuteczność ideologicznego programu destrukcji rodziny, jest jednym z zagrożeń dla humanistycznej modernizacji systemu ochrony zdrowia. Ideologicznym zagrożeniem dla bezpieczeństwa i efektywności wykorzystania cyfrowych danych medycznych.
Refleksję nad roztropnym i dobroczynnym rozporządzaniem zasobami materialnymi określoną jako Ekonomia potrzeb która zastąpi obecnie dominującą Ekonomię pragnień.
Na zdjęciu wprowadzającym dzisejszy (4.8.2020) komunikat z poirtalu Facebook, po próbie wprowadzenia linki do mojego tekstu na Neon24. Takie cyber Memento mori .
To pierwszy krok do edukacji, gdzie my sami musimy dbać o swoje zdrowie. Następnym krokiem jest dbanie o stan najbliższej rodziny - przez osobę najbardziej tym zainteresowaną (na ogół kobiety dbające o dzieci, ale bardzo często w konsultacji z mężem).
To droga do pańskich koncepcji. Oby tylko nie zaprzepaszczono jej zbytnimi deliberacjami i konfliktami interesów.
A potrzeba matką wynalazku.
Do tego bardzo szczęśliwe wprowadzenie od stycznia 2020 obowiązku cyfrowych recept.
Żyć nie umierać ...
Od zawsze pacjent opisywał dolegliwości, poddawał się badaniu, a nawiedzeni (uważający się za poinformowanych) postulowali terapię (określali swoje potrzeby medyczne).
Przy wizycie telefonicznej nie ma badania, a ci chorzy opisujący dolegliwości całkowicie się zniechęcili. Do lekarzy zgłaszają się tylko ci, co wiedzą lepiej, tj. żądają konkretnych specyfików.
Edukacja a dbanie o swoje zdrowie to odrębne sprawy, chociaż mogą iść w parze. Ale bez wątpienia telefoniczne wizyty nie są tu stymulatorem, tylko brak dostępu do lekarzy. Całkowita niewydolność służby zdrowia rodzi potrzebę samoleczenia, a zatem edukacji, przynajmniej w minimalnym zakresie.
Nie bardzo kumam, dlaczego do tej pory nie dbał Pan o stan (autor notki powiedziałby dobrostan) najbliżej rodziny. Wnioskuję, iż tak było, z pana wypowiedzi, iż będzie to dopiero następnym krokiem.
Udałam się do punktu pobrań, poddałam pobraniu krwi i zostawiłam pojemniczek z "siusiu". Otrzymałam PIN przy pomocy, którego mogę zapoznać się z wynikami przez internet.
Jeszcze tego samego wieczoru wyniki były dostępne poza badaniem ogólnym moczu, przy którym napisano "w realizacji".
W trzecim dniu już się zaniepokoiłam i po wielu dodatkowych ustaleniach dowiedziałam się, że tylko laboratorium może mi powiedzieć o co chodzi. Miła Pani wyjaśniła mi przez telefon, że nie wie o co chodzi, ale być może badanie trzeba powtórzyć.
Udałam się do przychodni i okazało się, że wynik jednak jest, ale nie mogą mi go pokazać, bo najpierw musi zobaczyć lekarz kierujący (sic!). To było popołudniu, więc nie mogłam się skontaktować z lekarzem w sprawie telefonicznej porady.
Zadzwoniłam znowu do laboratorium, prosząc, aby odnaleźli mój wynik i zamieścili go w necie, ale okazało się to niemożliwe, bo w punkcie pobrań powinni mi dać oddzielny PIN do badań moczu, a nie dali. Pani w laboratorium nie mogła mi go przekazać telefonicznie (mimo udostępnienia wszystkich danych), bo RODO ;)))
Taka historyjka o cyfryzacji :)
Idąc do lekarza większość - do tej pory, a wcześniej - prawie wszyscy zakładali, że to lekarz ma ich leczyć.
Ta "więź"została zerwana. Teraz do lekarza zwraca si ę po radę, jak się wyleczyć. Ale terapia - jest tylko sugestią lekarza.
Te zmiany zachodzą powoli, ale zachodzą. I o to chodzi.
Oni (medycy) też nie wiedzą jak takich delikwentów traktować. Stąd blokady.
trzecie pokolenie już nie komputeryzuje, tylko cyfruje (w języku polskim sprzed lat znaczyłoby to tyle samo co szyfruje).
Jak duże ma Pani "chody", iż lekarz rodzinny dał skierowanie na badania, i to w takiej ilości! Moja jest już 5 miesięcy na zwolnieniu, a od lekarza rodzinnego, który wystawia zwolnienia na telefon, nie może się doprosić skierowania chociażby na samą morfologię.
Takie zastrzeżenia, iż pacjent nie może zobaczyć wyniku badania przed lekarzem, są wykroczeniem przeciwko prawom pacjenta. Ja się spotkałem z tym, że nie mogłem dostać ani zobaczyć wyniku badania PO zobaczeniu go przez lekarza, który tylko oświadczył, że nie ma w nim nic niepokojącego, ale wyniku mi nie pokaże! sic! Endokrynolog.
Kody przepisanych leków zamiast recept prowadzą do tego, że pacjent nie wie, co mu przepisano, zanim tego nie wykupi i nie przeczyta "informacji dla pacjenta", po czym połowę, albo i wszystko, wyrzuci, jako zbyt groźne dla jego zdrowia. Cieszy to zarówno przemysł farmaceutyczny, zwiększając popyt na produkty, jak i autora notki, z którym kiedyś już na ten temat dyskutowałem.
Przechowywanie informacji medycznych w bazach danych prowadzi do całkowitego ubezwłasnowolnienia pacjenta. Teraz, jeśli pacjent uważa, że lekarz pokpił sprawę diagnozy, może pójść do innego. Przy dostępie do baz następny lekarz nie będzie się wysilał, tylko powtórzy diagnozę poprzednika.
Proces zachodzi w przeciwnym kierunku, do tego sugerowanego przez Pana.
Kiedyś pacjent był traktowany podmiotowo, teraz przedmiotowo.
Pacjent ma coraz bardziej ograniczone możliwości podejmowania decyzji w swojej sprawie. Możliwe terapie są mu w ten sposób referowane, aby dokonał "jedynie słusznego wyboru", a w sytuacji zagrożenie życia, nie ma żadnego wyboru.
A pozostałe uwagi - ciekawe ;)
Mam dość fajnego lekarza, który ma kłopoty z obsługą komputera. Muszę sam dopilnowywać wydrukowania dokumentacji i przynosić mu kopię na wizytę.
Za to jest wytrawnym motocyklistą i jest chętny przywieźć receptę, jak coś przeoczy :). Lekarze też ludzie.
"Pacjent ma sam siebie traktować podmiotowo. O to jest cała awantura."
Tą podmiotowość oddaje paradygmat "samopomoc zdrowia".
Ale problem z językiem jest głębszy.
"Pacjent" to osoba cierpliwa wobec swojej dolegliwości. Ufna w wiedzę i etykę lekarza.
Wobec zasady "wspólnego podejmowania decyzji" dziś "pacjent" to językowy anachronizm. Czy polska kultura znajdzie nowe słowo na określenie "podmiotowego pacjenta" czy też wprowadzimy jakiś makaronizm ...
Może "partner w ściemie". Oni udają że nas leczą, a my że nam się nieco polepszyło. :-)
" No właśnie. Lekarz musi też być dobrym człowiekiem, nie tylko profesjonalistą. "
Realizacja tego postulatu wymaga pozostawiania lekarzowi możliwie największej samodzielności. W kontekście ustroju gospodarczego oznacza to realizację idei: małe jest piękne.
Łatwo powiedzieć.
Póki co trend rynku usług medycznych jest odwrotny. Koncentracja i formalizacja usług. Uważam, że przede wszystkim z uwagi na brak współpłatności i brak jakościowej rywalizacji pomiędzy ubezpieczycielami.
Może "partner w ściemie".
Raczej nie.
Myślę że powinno być i esencjonalnie i pozytywnie. A najlepiej z łacińskiego pnia.
Ma Pan rację, pacjent ma prawo do wglądu w swoją historię choroby każdorazowo, gdy tego sobie zażyczy i wyników badań. Odnośnie leków, można przed zakupem leku prosić o ulotkę z pudełka. Mają obowiązek pokazać. Jest to istotne gdy koszt leku wynosi kilkaset złotych a skutki uboczne są gorsze niż sama choroba. Tak, kwestia "etykietki" podnoszona w ostatnim akapicie to realne zagrożenie, zwłaszcza w chorobach psychicznych.
W komentarzu zwróciłem uwagę, że jeżeli takich rozważań nie będziemy prowadzić w Polsce, to prędzej czy później przyjmiemy nowe określenie "pacjenta" wypracowane w kulturze innego języka. Tylko dla dopełnienia komentarza Krzysztofa J. Wojtasa o znaczeniu podmiotowości człowieka w kulturze zdrowia.
Moim zdaniem ,temat prawidłowego doboru słów to w ekonomii zbyt poważane zagadnienie na podejmowanie w formie pobocznych rozważań.